Sunday 29 April 2007

kilka wieczorow poza domem

Curse of the Golden Flower (Cesarzowa)

Basniowa,dopieszczona wizualnie i nie tylko ,z mnostwem smaczkow,z dzwiekiem butow na dziedzincu palacu,rozbitymi donicami chryzantem,czerwono-zlotymi ustami,scenami walk,gonitw,poscigow.
Moglabym tak jeszcze dlugo wymieniac,bo wizualnie mnie ten film oczarowal. Na tyle mocno wpatrywalam sie w obrazy,ze mialam wrazenie,iz moga mi umknac jakies wazne slowa.Raczej nie umknely. Czulam sie jakbym miala piec, moze szesc lat,siedziala przed telewizorem i ogladala bajki japonskie.Milo, ze nie tylko ja je ogladalam kiedy bylam dzieckiem.


Life of others (Zycie na podsluchu)

To tak,jak w tym powiedzeniu-znajdzcie mi czlowieka a ja znajde na niego paragraf.
Weisler to wzorowy pracownik STASI,ma niezawodne metody przesluchiwania,beznamietny wzrok,pustki w domu i prostytutke raz w tygodniu. Prowadzi inwigilacje pary-pisarza i jego przyjaciolki aktorki.Podsluchujac,wchodzi w ich zycie coraz bardziej i mocniej.
Wydawac by sie moglo ze to beznamietny sluzbista,zwykla kanalia. Jednak nie wszystko jest tak oczywiste .Kolejna hisoria bez happy endu,co wcale nie ujmuje jej wartosci.
Wiesz,wydaje mi sie ze jesli ktos wyluchal tych dzwiekow,ale tak naprawde wysluchal,nie moze byc zlym czlowiekiem.

This is England


To temat na zupelnie inna opowiesc.Dluga i wazna.

Tuesday 24 April 2007

The Mercy Seat by Nick Cave

Wlasciwie mialam juz zamknac drzwi za soba i zjechac z piatego pietra w dol.Oddalam klucz i powiedzilam kilka malo znaczacych slow i...zapytalam czy moge jeszcze na chwile wrocic,bo zapomnialam czegos.Walizka zostala w hallu,a ja przekrecilam klucz w zamku i weszlam do pokoju.Podnioslam rolete,otworzylam drzwi na maly balkon i usiadlam na podlodze.Za oknem wrzalo.Slonce bylo juz pewnie w najwyzszym punkcie na niebie,gdzies tam wysoko za miesista warstwa chmur,a ja trzymalam aparat w dloni i patrzylam przed siebie.
Stalo nadal.
Chcialam miec ten obraz na kliszy,zupelnie tak jakby klisza byla warunkiem istnienia.Przeciez dokladnie wiem,ze i bez tego kawalka filmu istnieje w mojej glowie.

Saturday 21 April 2007

sobotnie problemy

Urodzil mi sie problem
Bo niby jutro mamy niedziele.Tak? Jak co tydzien zreszta.
I jakos tak wyszlo ze za krotka ta niedziela sie zrobila,bo z rzeczy must do i tych opcjonalnych musze zmiescic...
akupunkture,zaproszenie na wycieczke z rodzina(czytaj dwojka dzieci i rodzice) w tzw plener,robienie zdjec na maratonie,koncert Pidżamy Porno,konieczne zobaczenie Cesazowej w celu przedyskutowania smaczkow z ekranu.
I stoje jak ten osiol przed dwoma żłobami,a wlasciwie kilkoma i nie wiem na co sie zdecydowac.

To takie problemy na niedziele,a narazie mamy sobote i do poznego wieczora piekna pogode bede celebrowac w pracy.
Bez odbioru ;)

Wednesday 18 April 2007

deja vu

Dyzurne dziwki bardziej pasowaly do nocnego baru w zielonych kolorach niz do niedzielnej sennej atmosfery.Wydaje mi sie ze nie bylam odosobniona w tej opinii,nie sadze zeby mialy zbyt duze wziecie.
moze to tylko wrazenie.
Sol w permanentnym remoncie jednak nie to przykuwa uwage.
Trafiamy na wiec przedwyborczy(?),ktos spiewa,tlum klaszcze, panie panowie i koles z balonami.
Szybkie ostatnie i bardzo wazne zakupy.
Prado, nie tym razem bo kolejka z ogonkiem.A szkoda.

Jedna przesiadka, druga i trzecia i lotnisko i .....siedzimy chwile na podlodze bo nigdzie wokolo krzesel i czasu juz tez nie za wiele.
kilka godzin pozniej male deja vu i bilet z przechowalni bagazu w dloni.
Znow ta sama trasa,ten sam pospiech i mila niespodzianka przed odlotem.
Tak,bylam tam,odpowiadam zgodnie z prawda i usmiecham sie do siebie.
I jest mi milo z powodu nie mojego.

Surrealizm w czystej postaci.
Dwudziestka mlodych dziewczyn w identycznych rozowych koszulkach z napisem wedding of the year 2007 ,do tego sto procent obslugi to geje.Zastanawiam sie co jeszcze sie zdarzy niespodziewanego.

W samolocie zasypiam przed startem

kolacja

Sobotnia kolacja przy miedzynarodowym stole.Jedynym na ktorym stoi wino.
Chyba jako jedyna osoba nie krece sie i nie wierce i nie mam miliona waznych rzeczy do zalatwienia.Wkoncu jestem tam gosciem.
Korzystam z zamieszania i tego ze nikt na mnie nie patrzy (jak sie pozniej okaze myle sie bardzo) i otwieram kolejne strony gazety ktora dostalam pare minut temu.Dotykam palcami stron,czytam jak na akord,tak by udalo mi sie jak najwiecej uszczkanc zanim ja odloze,a kilka zdan powoduje ze oczy mimowolnie mi sie szkla.Tak na chwilke.
Jakis czas pozniej Anglik pyta mnie o te szklane oczy a ja opowiadam o Kapuscinskim.Bez egzaltowania,ot po prostu dlaczego tak a nie inaczej.
Rozmowa trwa i trwa i przegapiam kaczy wystep ktory chcialam zobaczyc.
To niesamowite kiedy sie rozmawia z Anglikiem o ksiazkach Singera,filmach Wajdy,Siodmej pieczeci Bergmana, o ksiazkach ktore najlepiej by sie nie skonczyly.I to on opowiada o strajkach na wybrzezu,o emigracji,Papiezu,wojnie domowej w hiszpanii.
Na dobra sprawe mogl by byc moim ojcem,doswiadczeniem i wiedza przerasta mnie na glowe,albo i dwie jednak rozmawia ze mna jak z rownym.I mysle ze nie robi tego z czystej uprzejmosci.To nie ten typ czlowieka.
I przypomina mi sie rozmowa z W z dnia poprzedniego kiedy padlo zdanie - wiesz, wydaje mi sie ze wokol niego sa tylko takie osoby ktorym on pozwala na to by go lubily.

Friday 13 April 2007

la capital

To smieszne uczucie kiedy sie pisze na czuja.Klawiatura hiszpanska i wszystkie napisy w ustawieniach tez po hiszpansku.Nie moglam znalezc kilku znaczkow.To wymaga czasu.
A poza tym dziekuje dobrze.

Prezent urodzinowy(?) bardzo bardzo,tak samo jak i reszta niespodzianek.Nawet zachciankowy kisiel.A podazajac tematem jedzenia to cytrynowy smak ze sloiczka na przedsniadanie dziala rozwesalajaco.Niemalze jak gaz.

Deszcz pada i owszem,ale taki troche monsunowy.Bardzo mocno i bardzo szybko.Susze sie na sloncu i potem mam tak troche dreszcze ale bieg po schodach rozwiazuje problem.
Guernica robi wrazenie.

Mieso wisi na hakach,tubylcy nie rozmawiaja z obcymi,ulice nie chca sie same znalezc,a nocne kluby chowaja sie w bocznych uliczkach.

Jemy truskawiki ktore smakuja jak truskawki, pomarancze ktora jest soczysta i custard apple ktore...ma smak nowosci.

Sklep muzyczny jest wybitnie niebezpiecznym miejscem.A w malym sklepiku czasami wybor w ciemno jest najlepszym wyborem.Polaczenie ska i jazzu.

Mow,to co myslisz,to co czujesz.

Tuesday 10 April 2007

iso

kilka dni przed wybuchem wojny w Iraku wyladowalam w szpitalu.
na poltora tygodnia.
Pamietam sporo,ot chocby smak gukozy podanej rano do wypicia,siniaki ktore zrobila mi lekarka w trakcie badania,placki ziemniaczane ktore robilam na przepustce dla dziewczyn i kwasne mleko.Pamietam tez slowa lekarza ktorych nie powinna uslyszec nigdy zadna kobieta i rownie wyraznie pamietam ucieczke nad odre z Przemkiem ktory przyjechal mnie odwiedzic.Zrobil najlepsza rzecz ktora mogl zrobic.Nie przytulal,nie rozczulal sie,nie analizowal i nie dramatyzowal.Porwal mnie na lody nad rzeke,rozsmieszal i sluchal i opowiadal.
Niecaly tydzien pozniej odwiozl do domu i powiedzial ze bedzie dobrze.Trwalo to troche zanim bylo dobrze.Ale i tak bylo lepiej.

Rok wczesniej w bardzo krotkim odstepie czasu rodzice lezeli w szpitalu.Mama miala powazna operacje a Papa zabieg na onkologii.I tak jakos wyszlo ze biegalam miedzy dwoma szpitalami i dwoma domami,karmiac kota,wychodzac z psem i trzymajac sie w calosci.
Ktoregos dnia jechalam do szpitla autobusem razem z moim bardzo dobrym przyjacielem z grupy i rozmawialismy o jakis pierdolach i nagle mnie spytal dlaczego sie tak wlocze po szpitalach.Bylam na niego chyba troche zla za ta reakcje ale jak pomyslala o tym pozniej,chyba do mnie doszlo dlaczego tak powiedzial.

Czasami kiedy mysle ze swiat mi sie wali i nawet glos mam podobno wtedy inny i rozmowa zamorska wydaje mi sie jedyna sluszna decyzja nie myle sie.Slysze wtedy "mow" i nie ma mazgajstwa,zbednych rzeczy i slow.Wtedy mam poczucie ze nie jestem sama z tym walacym sie swiatem na glowie.

I tak mi sie zdaje ze wlasciwie to mam szczescie do takich mezczyzn ktorzy choc nie przytulaja i nie glaszcza to sa na wage zlota.Bo wiedza kiedy podac rekaw do wyplakania,a kiedy kopnac w dupe (i vice versal:),krzyknac,a czasami i potrzasnac.

O tym sie podobno nie mowi.To jest.

Monday 9 April 2007

igraszki z .....

Bo oni dzis wszyscy przeciwko mnie.No skoro tak sie jakos rozkladam na czynniki pierwsze i umowmy sie ze nie jestem w szczytowej formie a tu bbc mi funduje Jima Carreya ktory kocha Kate Winslet i w tle slychac ...i need your love...i jakos nie sprzyja to mojemu poskladaniu sie do kupy.I piosenka nie ma z tym nic wspolnego.

Ile waza rzeczy wazne,co jest wazne a co nie.Fascynuje mnie wieloznacznosc slow,to ze kazdy moze je interpretowac na swoj sposob.

Zastanawia mnie dlaczego niektorzy mezczyzni uzywaja mozgu, a inni nie paraja sie tym,jakze zacnym procederem.I tych pierwszych spotykam bardzo rzadko.Pocieszajace jest to ze wogole sa,choc mam wrazenie jak by zyli w jakis odleglych krajach.A potem sie dziwie kiedy slysze ze dla kogos jestem bliska/wazna i gdybym mogla, pewnie zaczelabym sie rozgladac dookola i szukala do kogo sa kierowane te slowa.Dziczeje?No ale gdzie tam.

To tylko bezsennosc w wersji light

tematy zastepcze

Zamiast wyspac sie swiateczne,budze sie o 7 rano i zagluszam mysli muzyka.Dobry sposob.
Niespodzianka przez przypadek nie bedzie niespodzianka,ale teraz mam juz 101% pewnosci ze to wlasnie to.
Wewnetrzne rozdarcie.Takie ktore pojawia sie raz na jakis czas.Wraca tesknota za tym co daleko.Minie.Choc szkoda ze sie pojawia ostatnio za czesto.Skutki uboczne zycia pomiedzy.
Z rzeczy zupelnie malo waznych to wybuchla wiosna za oknem,
ludzie spaceruja nad rzeka w samych koszulkach,rudosc mi na glowie zawitala.Z zielonym swetrem tworzy calkiem znosny duet.Perspektywa kilku dni odpoczynku dobrze na mnie wplywa.Nadspodziewanie uspokajajaco.
Tematy zastepcze.
a niebo otwarte od wpół do czwartej
szkoda gadać.
i mam dziwne przyzwyczajenia
lubię patrzeć w Twoje oczy kiedy pada.
i leżąc na krawężniku opowiadać Tobie
jak wygląda świat...
/kombajn do zbierania kur po wioskach. milion./

rozmowki

Siedzimy rano przy stole w kuchni.Bronka robi kawe,dolewa mleko i zostawia je na stole.Po godzinie,kiedy pojawiam sie w kuchni,pytam czy to mleko bedzie tam jeszcze dlugo stalo slysze
-ale polecialas Zofia* ..i potem juz tylko rechoczemy przez nastepne 10 minut.

Bronka dostala dzis telefon i pognala na spotkanie z dawno nie widziana kolezanka.Godzine pozniej dzwoni i pyta czy sie gdzies wybieram.I tak,prawie zgodnie z prawda mowie ze chce dzis pojechac rowerem do Richmond Park.
-No, tylko napewno.Jak wroce to sprawdze czy kola sa brudne.
Terroryzm, wersja black z grzywka.
I tak ja kocham.:D

*nasza osobista Mama

Thursday 5 April 2007

poludnie

Szukam,pisze i przygotowuje.
Niby proste,ale od pierwszego klikniecia w klawisz do pojawienia sie wiadomosci zwrotnej mijaja wieki a ja ostatnio jakas taka niecierpliwia sie robie i chciala bym juz teraz zaraz i szybko.
Cialem obecna tu, w bliskich okolicach poludnika zero stopni ale umysl juz jest gdzie indziej, gdzie stopni bedzie duzo wiecej i wiosna widoczna nie tylko na ulicach.
Mysli mam na poludniu.

Wednesday 4 April 2007

Alicja



"Now here, it takes all the running you can do to keep in the same place. If you want to get somewhere else, you must try to run at least twice as fast as that!"

i tak sobie mysle
ze Czerwona Krolowa ma racje

Monday 2 April 2007

urodzinowo

Leniwa niedziela.

Nigdzie sie nam nie spieszylo,slonce swiecilo,wiatr wial jak szalony,promy przyplywaly i odplywaly na kontynent, a my bylismy jednymi z niewielu osob na plazy w Dover.

Puszczalismy kaczki,jedlismy tort i wyglupialismy sie jak male dzieci.Mewy nie patrzyly sie dziwnie na nas pewnie tylko dlatego ze byly zajete wyrywaniem sobie chleba tudziez wyjadaniem pozostalosci z talerzy.

Poznym popoludniem pojechalismy kawalek dalej do St Margaret zobaczyc klify.Wielkie majestatyczne skaly,naprawde robia wrazenie.

Kawa herbata i kilka wiadomosci z zyczeniami urodzinowymi od tych ktory sa blisko,nawet jesli daleko.



Wrocilismy z kieszeniami pelnymi muszelek i kamieni,lekko czerwonymi twarzami od pierwszego ostrego wiosennego slonca i odurzeni morskim powietrzem.
To byly bardzo udane urodziny.




Sunday 1 April 2007

prima aprilis 1977


Marianno, zrzuć-no suknię,
Jutro rano trzydziestka stuknie,
Chodź no z nami, wynajmiem chalet,
Odgryziem szyjkę, zrobimy balet
I pokażemy, bo znamy te problemy,
Co wynika z ognia barykad.