Friday 14 December 2007

paris texas

Zasadniczo to mialam ochote podzielić sie tym wschodem slonca,ale pomyślałam ze jednak nie bede ryzykować i jeszcze posiedzę ta godzinkę na swoim miejscu.Bezgłośnie.
Prawdę mówiąc to i mnie zmogło tym bardziej ze w pociągu cichutko,wygodnie i ciepło.
Obudziłam sie tuz przed dziewiąta,przestawiłam zegarek i poczułam sie fhhhhransusko.
Born chwile pozniej przetarl zaspane oczy w swoim,równie wygodnym fotelu i zapytał czy przespał biale klify Dover.Właściwie tak,choc eurostar wjeżdża do tunelu spory kawałek przed Dover i nie ma szans na imponujące widoki.
Niecałe pol godziny później szybka ewakuacja z pociągu,kupno dwóch,jak sie później okaże bardzo zbędnych biletów na metro i wybieramy azymut na Sekwane.
Zaglądamy ludziom w okna domów/barek zacumowanych przy nabrzeżu,znikamy w angielskim antykwariacie,w którym obydwoje mamy mocno rozszerzone źrenice.Bez zbędnego pospiechu przystajemy przy prawie każdym bukiniście,oglądamy książki w języku niedostępnym dla nas,stare numery Playboya i czarno białe pocztówki i do dzis nie wiem dlaczego kilku z nich nie kupiłam.Na horyzoncie majaczy budynek d'Orsay-jeden z celów podróży.
Bez pospiechu,spacerem przez sale,wielki obraz z którego pamiętam prawie wszystkie szczegóły,fakturę włosów,szczątków ubrań,kolory tla i ziemi.Zostanie na dłużej.
Kamienna ławka i długa rozmowa.I te rzeźby takie jakieś nie do końca pasujące.
Naleśniki z nadzieniem i pałac inwalidów.
kawa w malej kafejce i jarmark świąteczny
bolące nogi i zatrważająca ilosc sklepów z perukami
podłoga na dworcu i odliczanie chwil do powrotu i oczekiwanie na koncert

niewielki dodatek do tortu z galaretką

No comments: