Wednesday 14 November 2007

noga

W każdej klasie byl ktoś taki,mogę sie założyć.
A właściwie powinnam zacząć od tego ze nie byłam orłem z matematyki.
Namotałam,wiem,wiec juz wyjaśniam.
W każdej klasie byl taki osobnik co to krotko przed lekcja,na zadane pytanie lub prośbę o pomoc w jakimś zadaniu odpowiadał długim i donośnym zawodzeniem ze nic nie umiem, ze nie wiem,na pewno mnie spyta i dostane dwoje/jedynkę(opcjonalnie).
I u mnie tez byla taka filigranowa panienka,która będąc ogólnie bardzo sympatyczna dziewuszka za grosz nie potrafiła powiedzieć - sorry ale Ci nie pomogę bo sie denerwuje/nie moge sie slupic/mam w nosie ze nie umiesz - i w odpowiedzi na nasze pytania zaczynała swoje lamenty.
Oczywiście każdy sprawdzian/pytanie/kartkówka kończyły sie u niej w najgorszym wypadku czwórką.Maturę zdawała z matematyki i zdała ja całkiem nieźle.
Oczywiscie nie jest jakims ogromnym wyczynem bowiem rzesze ludzi zdaja matematyke na maturze,ale biorac pod uwage ze chodzilysmy do klasy o profilu historycznym z okrojonym programem z przedmiotow scislych i tylko dwie osoby z calej klasy zdawaly mature z matematyki....byl to wyczyn.
I choć znany byl wynik jej kartkówek a co za tym idzie poziom wiedzy matematycznej,nie lubilam prosic jej o pomoc,choc niewątpliwie przydałaby mi sie w owym czasie.
I tak mi sie przypomniało...bo ostatnio ja podobne cyrki uskuteczniam.
Nie w szkole i nie z matematyki...ale podobne.

Ze sie nie uda,nie wyjdzie,ze nie wystarczające światło,za krotki czas,za ciemne wnętrze...no i brak oka.A potem sie okazuje ze gówno prawda,ze może nie orzeł ze mnie,ale ze wychodzi i marudzenie bylo zupełnie bezpodstawne.
I tylko sie czasami zastanawiam kiedy mi przejdzie,bo to musi byc bardzo denerwujące dla otoczenia.
Isn't it?

No comments: