Sunday 20 May 2007

z ptakiem w nazwie

Zalozylam maske i czarne miekkie pletwy.W twardych pewnie bylo by mi latwiej,ale wtedy jeszcze nie bardzo zdawalam sobie z tego sprawe.Nie lubilam fajki.Nie moglam sie przyzwyczaic do tego dziwnego smaku w ustach i brzegi ustnika ranily mi dziasla.Przeciez nie bylo nic prostrzego jak kupic nowa fajke,ale tego dnia bylam i tak za bardzo przejeta by zwracac na to uwage.
Na pomoscie stalo kilka osob.
-Wiec teraz wiesz co masz robic - uslyszalam i schowalam glowe w dloniach.
Nie,nie ze strachu.To konieczne by nie uderzyc tylem glowy o zawory butli tlenowej.Warto o tym pamietac.Niewiedza kosztuje drogo.
Chwile pozniej bylam 3 metry pod woda.
Niewiele,ale i tak wystarczylo.
Pamietam sposob w jaki oddychalam tego wczesnego popoludnia.Nigdy wczesniej ani nigdy pozniej nie doswiadczylam tego.Przeswiadczenie ze musze wziac jak najwiecej powietrza,tak by mi wystarczylo na nie wiem jak dlugo.Bezgraniczny strach,ze nie zdolam wypelnic pluc.Kiedy zdolalam opanowac oddech zaczelam dostrzegac to co sie dzieje wokolo.I wkoncu zaczelam rozumiec co pokazuje mi Piotr.Powoli schodzimy glebiej i glebiej i wcale nie czuje strachu.Wprawdzie bylo zimno i coraz ciemniej ale nie przeszkadzalo mi to zupelnie.Pomimo zimna rumience nie schodzily mi z policzkow.Ze strachu ?Przejecia?Wysilku?
Nie pamietam.
Byly podwodne laki,troche ryb,zaparowana maska,kilka cwiczen,troche trzesace sie rece i mnostwo satysfacji ze mimo wszystko sie udalo.
niecala godzine pozniej stalam spowrotem na perkozowym pomoscie.Opatulona w wielki sweter,w spodniach i zimowej czapce.Zmeczona i szczesliwa.
Tak sie zaczela dziesiecioletnia przygoda.

No comments: